Krzysztof Izdebski
19 sierpnia 2020
Przeczytasz w 4 minuty
Przyjmując w ciągu kilku godzin projekt ustawy o podwyżkach wynagrodzeń i podniesieniu kwoty subwencji, z których utrzymują się partie polityczne, posłowie świadomie uchylili się przed dyskusją nad propozycjami, które później odrzucił Senat. Ciężar późniejszych reakcji skupił się przede wszystkim na zarobkach posłów, na marginesie tylko dotykając refleksji na temat większego wsparcia dla partii. A szkoda, bo znowu nie porozmawialiśmy o braku przejrzystości obecnego systemu finansowania partii politycznych.
Istnieją dwa kluczowe powody, które przemawiają za jawnością w tym zakresie. Pierwszy to kwestia zasad panujących w demokratycznym państwie - ponieważ pieniądze publiczne to de facto pieniądze nas wszystkich - mamy prawo wiedzieć jak są wydawane. Drugi wynika z praktyczności - im większa jawność wydatków partii politycznych, tym mniejsze ryzyko korupcji i nadużyć. Co do zasady, zarówno Konstytucja (art. 11 ust. 2), jak i ustawa o partiach politycznych w szeregu przepisów stanowią, że informacje dotyczące finansowania partii politycznych są jawne. Partie muszę się sprawozdawać z tego ile środków pozyskały i ile wydały. W rzeczywistości, obywatele i obywatelki mają bardzo ograniczony dostęp do takiej wiedzy. Nie znamy szczegółów poszczególnych wydatków, a dostępne na stronach Państwowej Komisji Wyborczej dokumenty są po prostu zdjęciem dokumentu i nie pozwalają na odczyt maszynowy, co utrudnia lub czasem uniemożliwia analizę. Jednocześnie, partie odmawiają dostępu do informacji o swoich wydatkach, wymyślając różne wymówki. O historii naszych wniosków o dostęp do informacji o wydatkach partii pisaliśmy już wielokrotnie na naszej stronie. Przed nami kolejne rozprawy w sądach administracyjnych. Nie żądamy zbyt wiele. Stoimy na stanowisku, że obywatelom i obywatelkom demokratycznego państwa należy się wiedza o tym jak partie wydają ich pieniądze. Szczególnie, że mają one jeszcze apetyt na więcej.
Dla przypomnienia, partie polityczne, które uzyskały w wyborach co najmniej 3% poparcia lub w ramach koalicyjnego komitetu wyborczego 6% mogą liczyć na subwencję z budżetu państwa. Wzór, dzięki któremu wylicza się dokładną kwotę został szczegółowo przedstawiony w art. 29 ustawy o partiach politycznych. W projekcie, który Komisja Regulaminowa, Spraw Poselskich i Immunitetowych przyjęła w 1.5 min (tak, tak półtorej minuty), a potem przeszła w ekspresowych tempie przez Sejm, dodano do wzoru mnożnik o wartości 1.5 co spowodowało, że kwoty subwencji miałyby urosnąć aż o ⅓.
Wsparcie dla partii w formie subwencji wyglądałoby następująco:
Uzasadnienie projektu ustawy odnosi się do tych zmian tylko w jednym paragrafie. Podwyżka jest, zdaniem autorów projektu, podyktowana kwestią “urealnienia wysokości środków przekazywanych na rzecz partii politycznych a przede wszystkim demokratyczny wymiar życia publicznego co przejawia się w szczególności możliwością dotarcia do obywateli przez przedstawicieli tych partii, w art. 3 proponuje się urealnienie wzoru (...) tak by wysokość subwencji uwzględniała zmiany wynikające m.in. z kwestii zwiększenia wynagrodzeń dla pracowników oraz wykonawców świadczących usługi".
Czy rzeczywiście partie mają aż tak duży problem? Być może, ale nie wynika to ze składanej corocznie do Państwowej Komisji Wyborczej informacji finansowej o otrzymanej subwencji i wydatkach z tego tytułu. Prawo i Sprawiedliwość zaoszczędziło w 2019 r. ok. 3.5 mln złotych, a Platforma Obywatelska ponad 350 tysięcy. A przypomnijmy, że rok 2019 był rokiem podwójnych wyborów.
W przeciwieństwie do sprawozdań komitetów wyborczych, w informacji dotyczącej wydatków z subwencji nie załącza się umów, faktur czy innych dokumentów ujawniających na co konkretnie poniesione zostały wydatki. Mamy tylko ogólne kategorie takie jak np. “wynagrodzenia”.
Już w opublikowanych przez nas w 2019 roku Manifeście wskazywaliśmy, że informacje przekazywane do PKW przez partie (również w sprawozdaniach finansowych obejmujących również informację o innych przychodach i wydatkach) są niewystarczające by móc ocenić ich racjonalność i efektywne wykorzystanie środków budżetowych. Domagaliśmy się i domagamy cyfryzacji dokumentów i udostępnienie dokumentów opisujących poszczególne wydatki.
Propozycja podwyższenia kwoty subwencji mogła być połączona z ofertą większej przejrzystości, ale widocznie “możliwość dotarcia do obywateli” nie uwzględnia dotarcia do nich z informacją, na co poszły środki z ich podatków.
Projekt podwyżki trafił na razie do kosza i nic nie zapowiada, by szybko do pomysłu powrócono. My jednak będziemy do tematu przejrzystości wracać. Nawet jeśli subwencja będzie wynosiła symboliczne 100 złotych. To w końcu pieniądze obywateli i obywatelek.