Jak nie udostępnić informacji i zrzucić winę na obywateli

Krzysztof Izdebski

Krzysztof Izdebski

25 lutego 2020

Przeczytasz w 6 minut

Od dawna pytamy, na co partie, urzędy i komitety wyborcze wydają pieniądze w ramach prowadzenia działań marketingowych w sieci. Rzecz dotyczy bowiem całkiem niewirtualnych środków publicznych. Każdy i każda z nas ma prawo wiedzieć, na co idą pieniądze publiczne. To jeden z podstawowych elementów kontroli obywatelskiej. Są oczywiście dopuszczalne pewne ograniczenia, ale są one bardzo ściśle przez Konstytucję określone. Nie można ot, tak sobie wymyślać powodów utajnienia. No, chyba że informacji nie chce się udostępnić i korzysta się z tego, że sprawa przed sądem będzie się wlokła przez lata. 

Dlaczego przejrzystość działań partii w Internecie jest ważna?

Działania marketingowe partii, urzędów i komitetów wyborczych coraz częściej przenoszą się w dużej części do Internetu (i ten proces będzie postępować), dlatego informacje dotyczące wydatków w tej przestrzeni robią się kluczowe dla przejrzystości w demokratycznym państwie. Po tym, co wydarzyło się w innych krajach: roli działań Cambridge Analytica w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych i referendum dotyczącym Brexitu, wiemy ze stuprocentową pewnością, że marketing polityczny w Internecie nie może być utajniany. Dlatego od roku, wspólnie z Fundacją Panoptykon i Sotrender, przyglądamy się wydatkom na kampanie wyborcze w Internecie w Polsce (niedługo będziemy zachęcać do lektury raportu!), a od kilku lat badamy to zjawisko wśród partii i urzędów. 

W maju 2017 roku skierowaliśmy do partii politycznych wniosek o udostępnienie treści umów, które zawarły na działania związane z marketingiem politycznym w Internecie za okres od początku 2015 roku. Jedynie Polskie Stronnictwo Ludowe odpowiedziało w terminie i przedstawiło żądane przez nas informacje. Platforma Obywatelska w ogóle nie odpowiedziała na nasze pytania, a wypowiadający się w jej imieniu w mediach Sławomir Neumann tłumaczył się  – niezgodnie z prawdą – że te informacje są ogólnodostępne w Krajowym Biurze Wyborczym. Takie informacje nie są tam przekazywane. Okazało się po raz kolejny, że nic tak nie łączy polityków, jak “kręcenie” wokół ujawnienia informacji o swoich wydatkach. 

PiS Schrodingera 

Prawo i Sprawiedliwość najpierw twierdziło, że te informacje nie stanowią w ogóle informacji publicznych, ale musiało zmienić taktykę po dwukrotnej przegranej w sądach administracyjnych. Przewodniczący Komitetu Wykonawczego partii – być może zainspirowany przywołaną wyżej wypowiedzią S. Neumanna, w której próbowano twierdzić, że informacje o wydatkach partii nie stanowią informacji publicznej, poinformowało… że wszystko jest ogólnodostępne w PKW. 

W ostatnich dniach zmieniono jednak taktykę i doręczono nam decyzję odmawiającą dostępu do tych informacji z jeszcze innego powodu. Zdaniem kierownictwa partii, odpowiedź nie może zostać nam udzielona, bo jest to informacja przetworzona i wyszukanie oraz udostępnienie tych danych przekracza możliwości partii. Jej zdaniem udostępnienie tych informacji wymagałoby wielodniowego zaangażowania wielu księgowych, prac “analitycznych, intelektualnych, organizacyjnych, technicznych i biurowych”. To samo w sobie już przeczy przytoczonemu stanowisku Krzysztofa Sobolewskiego i obrazuje, że nie chodzi o realizację prawa, ale o to, by informacji nie udostępnić. 

Brak polityki jawności to… wina obywateli

Partia uznała również, że Fundacja nie działa w interesie publicznym. Ten fragment wart jest przytoczenia w całości. 

“Wnioskodawca [Fundacja ePaństwo], w dotychczasowej, znanej partii działalności, uzyskiwane informacje publiczne wykorzystywał w swojej statutowej (prywatnej) działalności, która nie wiązała się z interesem publicznym w takim sensie w jakim stwarzałaby realną możliwość wykorzystania uzyskanych danych dla poprawy funkcjonowania organów administracji oraz lepszej ochrony interesu publicznego”.

Dziękując tej i innym partiom za przyglądanie się naszej działalności, zachęcamy do baczniejszej obserwacji. Fundacja od wielu lat działa na rzecz jawności życia publicznego i robi to w ramach wspomnianej w piśmie działalności statutowej. Oprócz takich narzędzi, jak rejestr.io, dzięki któremu otworzyliśmy informacje o podmiotach zarejestrowanych w Krajowym Rejestrze Sądowym, dzięki naszym działaniom ujawniliśmy wiele, często niewygodnych dla władz, informacji (w tym Sądu Najwyższego czy Prezydentów różnych barw). Poza przytoczonymi wyżej argumentami wiemy, że jawność jest wartością samą w sobie i jednym z filarów demokracji. Informowanie opinii publicznej o tym, co politycy chcą ukryć, jest działaniem w interesie publicznym, bo – jak w tym wypadku – chodzi o publiczne pieniądze i publiczną działalność. 

W jednym możemy przyznać rację: skoro partia tak bardzo broni się przed ujawnieniem informacji o swoich wydatkach, to rzeczywiście nasza realna możliwość wpływania jest mniejsza. Wynika to z faktu, że organy administracji czy – jak w tym wypadku – również podmioty publiczne i politycy stosują coraz to nowe wybiegi, by się przed obywatelami i obywatelami nie otworzyć. 

Gorzka podróż w przyszłość i jak można ją osłodzić

To pełne paradoksów pismo zaskarżymy do sądu. Czeka nas kolejne 2.5 roku na oczekiwanie na prawomocne rozstrzygnięcie. Po 5 latach od złożenia wniosku będziemy mogli spodziewać się kolejnej odmowy, tym razem z innych przyczyn. Jeśli politycy piszą więc o poprawie działalności administracji oraz interesie publicznym, powinni realizować przepisy niezwłocznie, a nie bawić się z obywatelami w kotka i myszkę. 

Należałoby również wprowadzić – na wzór wielu sąsiednich krajów – pełną elektronizację dokumentacji finansowej partii politycznych i upubliczniać ją na bieżąco w Internecie. Dopóki tego nie ma, to zmuszeni jesteśmy stwierdzić, trawestując nieco przytoczony fragment, że politycy w dotychczasowej znanej Fundacji działalności uzyskiwane środki publiczne wykorzystywali w swojej statutowej (prywatnej) działalności, która nie wiązała się z interesem publicznym w takim sensie, w jakim stwarzałaby realną możliwość wykorzystania uzyskanych środków dla poprawy funkcjonowania organów administracji oraz lepszej ochrony interesu publicznego.  

A, i smaczek na koniec: W swoim uzasadnieniu PiS pisze, że “Wyszukanie dokumentów (…) odnalezienie ich w dokumentach archiwalnych (…) wydobycie z tych dokumentów informacji, (…) zestawienie ich według wskazanych parametrów, następnie ich zeskanowanie poprzedzone właściwą obróbką pod kątem informacji niepublicznych – wymaga znacznego nakładu prac, wykraczającego w sposób jaskrawy ponad normalny tryb pracy niewielkich komórek organizacyjnych partii Prawo i Sprawiedliwość”. No, cóż... PiS jest partią rządzącą już drugą kadencję i ma 21-milionowy budżet (według sprawozdania finansowego za 2018 rok). Fundacja jest małym NGOsem, w którym pracuje kilka osób i która o takim budżecie i zasobach, jakie ma Prawo i Sprawiedliwość, może tylko pomarzyć. Mimo to uważamy, że jakość naszej demokracji jest sprawą na tyle istotną, że warto w nią włożyć wysiłek. I to rozumiemy jako swoją „statutową (prywatną) działalność”. Wydaje nam się, że jeśli my, z naszymi ograniczonymi zasobami, możemy pracować na rzecz przejrzystości, to Prawo i Sprawiedliwość też sobie poradzi.