Krzysztof Izdebski
19 listopada 2019
Przeczytasz w 2 minuty
Wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej nie jest zaskoczeniem. Tworzenie prawa z pominięciem konsultacji publicznych, niedopuszczanie do głosu przedstawicieli organizacji pozarządowych i innych ekspertów oraz ekspresowe tempo prac bez rozważenia wszystkich konsekwencji projektowanych przepisów musiało przynieść opłakane skutki.
Rząd już wiele razy udowodnił, że rozstrzygnięcia sądów (w tym Sądu Najwyższego, który będzie musiał dalej zająć się sprawą) wypowiadających się na temat jego działań, zwyczajnie lekceważy. Łatwo jest zatem przewidzieć (obyśmy się mylili) jakie będą, w najbliższym czasie, bezpośrednie konsekwencje wyroku - prawdopodobnie żadne. Z pewnością jest to jednak czerwona kartka dla rządzących. Nie tylko z uwagi na to, że TSUE uznał, że przyjęte w grudniu 2017 roku przepisy mogą podważać niezależność sądów. Dla nas to przede wszystkim potwierdzenie, że fatalny sposób pracy nad ustawami daje zawsze negatywny rezultat.
Ustawa zmieniająca przepisy ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa była w zasadzie procedowana niecały miesiąc, a wieczorne i nocne posiedzenia komisji przypominały bardziej monolog władzy, przerywany, sporadycznie dopuszczanymi, ale niesłuchanymi w praktyce głosami opozycji i ekspertów, którym udało się wejść na jej obrady. Zignorowane zostały również opinie opracowane na zlecenie Biura Analiz Sejmowych.
Obecny kandydat na sędziego Trybunału Konstytucyjnego, a wtedy przewodniczący Komisji Sprawiedliwości Stanisław Piotrowicz, otwarcie przyznawał, że nie widzi miejsca na debatę. Obywatele i obywatelki też nie mieli większej szansy oglądać posiedzeń komisji, bo odbywały się one w nocy.
Ten, niezgodny z zasadami demokratycznego państwa prawnego korowód bezczelności legislacyjnej ma daleko idące konsekwencje dla kraju, ale przede wszystkim dla jego obywateli i obywatelek, którzy - jak podkreślił TSUE - mogą stracić zaufanie do państwa i wymiaru sprawiedliwości. A można było tego uniknąć, wystarczyłoby gdyby (tylko i aż) zamiast wyłącznie skupiać się na bieżących interesach politycznych, prezydent oraz posłowie i senatorowie głosujący za projektem wsłuchali się w głosy osób przewidujące negatywne konsekwencje ustawy.
Dlatego wciąż podkreślamy istotność przejrzystego i włączającego procesu legislacyjnego oraz tworzenia prawa w oparciu o dowody, a nie chęci zdobycia sympatii władz partii. Dlatego też tyle miejsca poświęciliśmy tym zagadnieniom w naszym Manifeście skierowanym do władz nowej kadencji Sejmu. Nie mamy, po wyroku TSUE, satysfakcji z powiedzenia: a nie mówiliśmy? Chcielibyśmy żeby do takich sytuacji po prostu nie dochodziło.
Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta